wtorek, 21 czerwca 2016

Od Soramaru

Spałem sobie błogo na jednym z kamieni pod grotą alf. Wschodzące słońce dzielnie walczyło z chmurami o to, by mnie obudzić jasnymi promieniami. Przewróciłem się na drugi bok, ale i tak mnie dopadło.
-Eh... nigdy nie mogę się wyspać- mruknąłem w stronę głupiego słońca. Wstałem z kamienia z postanowieniem upolowania czegoś. Popatrzyłem w na grotę Aarin i Azazela. Nie było widać nikogo, więc wszyscy jeszcze spali.
- Muszę się pośpieszyć- powiedziałem rozbudzając się. Musiałem zdążyć przed ,,porannym wyciem'' - jest to zwyczaj Aarin, gdy wstaje zawsze najwcześniej i wyjąc, budzi innych. Jakbym nie zdążył, musiałbym polować z nimi, a tego najbardziej nie lubię.
- Hmm ... A to dlaczego? - spytał Azazel, wyłaniając się za skał. Na dźwięk jego głosu odwróciłem się gwałtownie z myślą, że to mój brat. Tak, Azazel i mój ,,braciszek'' mają prawie takie same głosy, kiedyś zastanawiałem się, czy jednak Azazel to nie on, że mnie śledzi, żeby mnie potem zabić. Ale doszedłem do wniosku, że najwyraźniej nie powinienem pić tej wody z ziółkami Amona, bo majaczę.
- Wow, spokojnie Sora, to tylko ja, nieźle cię przestraszyłem co ? - powiedział to z uśmieszkiem na twarzy. - A teraz powiedz, gdzie się tak śpieszysz?
- Chce zjeść przed wami- odparłem posępnie
- Jak to przed nami? - prawie płakał ze śmiechu. Patrzyłem na niego zdezorientowany, nie wiedziałem jak się zachować, to mniej więcej wyglądało tak, jakbym powiedział mu bardzo śmieszny żart. On w tym czasie leżał już na ziemi, płacząc ze śmiechu.
- O co ci chodzi ? - spytałem po chwili.
- Nic nic miłego śniadanka - mówił, nie przestając się śmiać.
Ominąłem go szerokim łukiem, był dzisiaj strasznie dziwny. Gdy odchodziłem, nadal się przeraźliwie śmiał. Na skale, z której zazwyczaj Azazel obserwuje nasz teren, stała Aarin, patrzyła na wschód słońca.
-Hej - mruknąłem na powitanie, wilczyca nawet nie raczyła na mnie popatrzeć i dalej wpatrzona w niebo powiedziała:
- O siema Sora jak się spało?
- Nawet nawet, nie wybieracie się na polowanie? - spytałem z niedowierzaniem, że nie usłyszałem ,,porannego wycia'', ani nikt nie zaprosił mnie na wspólne polowanie.
- Hm? Polowanie? czemu ... - przerwała patrząc się na mnie - O boże hahaha jak ty wygadasz ?! Proszę, odejdź, bo nie wytrzymam - płakała ze śmiechu.
- He? Co ? - podbiegłem do najbliższego źródełka. Na tafli wody odbijało się moje odbicie. Wszystko byłby w porządku, gdyby nie pomalowane futro różnymi kolorowymi farbkami. Odwróciłem się wściekły, wzrokiem szukałem śmiącej się Aarin, ale jej nie było. Pragnąc wytłumaczeń, na chwile zapomniałem o śniadaniu i zacząłem szukać sprawcy. Spotkałem Luka w lesie, najwyraźniej polował na coś.
- Luke - powiedziałem, stojąc za nim najbardziej mrocznym i basowym głosem, jakim mogłem się posłużyć. Luke przestraszony aż podskoczył ze strachu. Po chwili odwrócił się.
- O to ty Sora - mówił dość piskliwym dla niego głosem. Wiedziałem, że on maczał w tym łapy. Potem zauważył moje kolorowe futro i zaczął się śmiać.
- Wiesz coś o tym ? - spytałem gniewnie
- Jak ty wyglądasz - śmiał się - Te farbki od Amona są super
- Farby od Amona? - skrzywiłem się
- Świetnie wyglądasz, powinieneś częściej się tak malować.
- O co chodzi z tymi farbami - warknąłem na niego bardzo głośno. On skulił ogon, wiedział, że w hierarchii jestem wyżej od niego.
- Wczoraj poszedłeś wcześniej spać, a Amon szukał ochotnika do przetestowania farb maskujących. Tak wyszło, że to ty stałeś się naszym celem i proszę wyszedł nam kolorowy Sora - mówił, próbując się nie śmiać. Wskoczyłem do jeziora, które było praktycznie przed nami, bo pomyślałem, że jak to miały być farby maskujące to krótko trwałe, bo jednak Aarin lubi kolor swojego futra. Farba nie zeszła. Jeszcze bardziej zdenerwowany wyszedłem z wody.
- Amon nie żyjesz.

<Jak się wytłumaczysz Amonku ?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz